Błądząc etapami

Anglik Adrian Fisher jest najbardziej znanym profesjonalnym projektantem labiryntów naturalnych. „Naturalnych” oznacza miejsce (skwery, ogrody, zamki, sale muzealne, centra handlowe, place zabaw i… pola kukurydzy), surowce (trawniki, żywopłoty, różnego rodzaju ogrodzenia, kamienie, cegły, ceramika budowlana, lustra i… woda), a także rozmiary – nierzadko gigantyczne, kwalifikujące niektóre obiekty do Księgi Guinnessa. Jego niezwykłe dzieła, których powstało już kilkaset w kilkudziesięciu krajach, można podziwiać, zwykle z lotu ptaka, na stronach firmy Adrian Fisher Mazes Ltd. Konkurencji Anglik prawie nie ma – takich speców jest na świecie zaledwie kilku.

Z łamigłówkami logicznymi tradycyjne labirynty mają niewiele wspólnego, choć oczywiście poza przyciągającą wzrok geometrią i estetyką o ich uroku decyduje zagadkowość i tajemniczość. Nieco bardziej wyrafinowanego główkowania jest w nich jednak tylko tyle, ile go potrzeba do znalezienia umożliwiającej opuszczenie „pułapki” (lub przejście przez nią) zasady, jeżeli ktoś jej nie zna. Zasada ta, zwana algorytmem Tremaux, jest zresztą całkiem prosta i dotyczy sytuacji, gdy trafiliśmy do labiryntu, nie wiedząc nic o jego wyglądzie. Jeśli natomiast dysponujemy planem, to sprawa jest trywialna – zamazujemy wszystkie ślepe uliczki i droga ku wolności automatycznie zostaje ujawniona. Oczywiście z rozrywkowego punktu widzenia taki sposób jest schematem psującym zabawę, więc rozwiązywanie pojawiających się czasem w prasie lub w książkach labiryntów ma sens wówczas, gdy polega na dostrzeganiu ślepych uliczek w trakcie wędrowania, czyli stanowi sprawdzian spostrzegawczości. A poza tym labirynty mają w sobie jakąś dziwną moc przyciągającą. Mało kto, widząc splątane korytarze, nie ma ochoty ruszyć w drogę, aby mieć frajdę z dotarcia do celu. Sporo osób wplątuje się w korytarze na amen, nic więc dziwnego, że literatura dotycząca tego tematu jest zaskakująco bogata, a The Labyrinth Society po zaledwie kilku latach działalności liczy ponad 800 członków. Za tydzień zaczyna się 8. zjazd tej organizacji (2-5 listopada, New Braunfels, Texas). Ostatni dzwonek, żeby zarezerwować bilet na samolot do San Antonio.

Wracając do Fishera, jedna z jego stron poświęcona jest pomysłowym labiryntowym łamigłówkom. Część z nich należy do tzw. labiryntów logicznych. Ta nazwa, zaproponowana przez Roberta Abbotta, amerykańskiego programistę i projektanta gier, jest cokolwiek myląca, bo przy rozwiązywaniu myślenie logiczne na ogół, choć nie zawsze, nie odgrywa istotnej roli. Najczęściej po staremu próbuje się i błądzi, a jeśli ktoś chce być skrupulatny i systematyczny, rysuje graf, czyli „drzewko” i wędruje po gałązkach do celu. Bardziej odpowiednie, równie często spotykane określenia, to „labirynty z regułami” albo „wieloetapowe”. Abbott uznawany jest jednak za ich twórcę. Jedno z jego pierwszych dziełek, powstałe jeszcze w latach 60., dobrze ilustruje, w czym rzecz.

Przez labirynt należy przejść najkrótszą drogą, przestrzegając następującej zasady: po dotarciu do skrzyżowania lub rozwidlenia dróg nie wolno dalej iść prosto, zawsze trzeba skręcić – w prawo lub w lewo.

W ostatnich latach labirynty z regułami stały się dość modne. Lubują się w nich zwłaszcza Japończycy, wymyślając coraz bardziej oryginalne reguły i sprytne zadania. Oto przykład.

Krążek z cyframi trzeba przesunąć etapami od żółtego do niebieskiego pola. W pierwszym etapie – o jedno pole, w drugim – o dwa, w trzecim – o trzy. Dalej te trzy etapy cyklicznie się powtarzają, czyli czwarty etap – o jedno pole, piąty – o dwa, szósty – o trzy, siódmy – znów o jedno itd. W 2- i 3-polowym etapie ruchy należy wykonywać w jednym kierunku (nie wolno się cofać z drugiego pola na pierwsze lub z trzeciego na drugie oraz zabronione jest zakręcanie). Z zadaniem należy się uporać w minimalnej liczbie etapów – niestety, jest ich niemało, a zadanie jest bardzo podstępne.

W programie 15. World Puzzle Championships także znalazło się kilka labiryntów z regułami. Organizatorzy zamówili je właśnie u Adriana Fishera. Jeden z nich zamieściłem w poprzednim wpisie. Poniżej drugi, również dość prosty (w przeciwieństwie do japońskiego raz-dwa-trzy).

Metro

Powinieneś dotrzeć metrem z domu (1) na lotnisko (6), odwiedzając po drodze każdą z pięciu stacji końcowych (Terminus; to stacje końcowe nie dla pasażerów, lecz dla maszynisty, który zjeżdża z nich do zajezdni). Przez żadną stację nie wolno przejechać więcej niż raz. Zaplanuj trasę wymagającą minimalnej liczby przesiadek. Dotarcie do stacji Terminus oznacza przesiadkę także wówczas, gdy opuszcza się nią tą samą linią, którą się dotarło.