Kula u kuli
Każda planszówka jest grą planszową, ale odwrotnie – niekoniecznie. Nazwać szachy planszówką jakoś nie uchodzi. Planszówki to młodziaki z fantazją, a gry planszowe (pomijając typowo dziecięce) to stateczność i estyma, choć nie zawsze kojarząca się z wiekiem dojrzałym. Te pierwsze kuszą formą, te drugie treścią. Zabrać planszówce grafikę i fabułkę, to podciąć jej skrzydła; gra planszowa nie ma nic do stracenia .
Potoczne określenie „planszówki” pojawiło się wraz z modą na gry nieabstrakcyjne, gry „o czymś” – i w istocie takich gier dotyczy. Kto jest jego ojcem, nie wiem, ale nie dałbym mu (określeniu, a nie ojcu, choć to też możliwe) więcej niż 10 lat. Pozostaje środowiskowe i do słowników póki co nie trafiło. Nawiasem mówiąc, terminy „plansza” i „planszowy” w odniesieniu do gier są niewiele starsze.
Lista planszówek na ich największym portalu BoardGameGeek obejmuje ponad 30 tysięcy pozycji. Podejrzewam, że przynajmniej drugie tyle – z tych, które pojawiły się na świecie – nie zostało uwzględnionych (wśród obecnych znalazły się, zapewne przez grzeczność, także szachy – 190 pozycja na liście rankingowej). Większość liczy sobie góra kilkanaście lat, a ogromna większość to niestety eksponaty muzealne, w najlepszym wypadku przeboje jednego lub kilku sezonów, które już wypadły z gry, czyli nie są wydawane, autsajderzy.
To znakomicie charakteryzuje rynek planszówek, nastawiony nie na graczy, tylko na miłośników gier. Gracz ma swoją ulubioną grę, przy której spędza wolne chwile. Może być szachistą, goistą, warcabistą, brydżystą, skrablistą, nawet pokerzystą i „monopolistą” – z reguły to kiepski klient. Co innego miłośnik gier – taki wszystkiego chce przynajmniej spróbować, więc opłaca się podsuwać mu coraz to nowe wiktuały, licząc przy okazji na to, że się w niektórych szczególnie rozsmakuje, a za nim skuszą się inni i będzie kasa.
W takim rozumieniu, jak wyżej, nie czuję się ani graczem, ani miłośnikiem gier. Grywam czasem w to i owo, mam kilka ulubionych gier, ale bez przesady. Zaglądam na portale poświęcone planszówkom, jednak bez zbytniego wchodzenia w szczegóły, zwłaszcza że wobec nawału tamtejszych propozycji odczuwam po takich wizytach lekki przesyt. Mam natomiast hopla na punkcie łamigłówek i w związku z tym najbardziej interesują mnie takie gry, w których – jak w szachach – powstają łamigłówkowe sytuacje. Są to niemal wyłącznie gry abstrakcyjne, a największą frajdą jest znaleźć w ich regułach oryginalny, ciekawy pomysł, nawet jeśli jest on kuriozalny i śmieszny -jak na przykład w grze, na którą ostatnio trafiłem przypadkowo na BoardGameGeek.
Bohaterami głośnego, powstałego przed niemal półwieczem filmu „Ucieczka w kajdanach” (podobno właśnie realizowany jest jego drugi już remake) byli dwaj zbiegowie skuci metrowym łańcuchem. Może właśnie ten film zainspirował twórcę gry Ball and Chain, w której rekwizytami są… kulki połączone w pary łańcuszkami. Każdy z dwóch graczy ma pięć takich par kul-więźniów i konwojującego je (ich) kulistego strażnika. Miejscem akcji jest plansza z polami-wgłębieniami umieszczonymi w węzłach sześciokątnej siatki. Dwie pary więźniów spięte są krótkim łańcuchem – mogą stać tylko na sąsiednich polach; trzy pozostałe pary łączy dłuższy łańcuch, umożliwiający oddalenie od siebie kul o jedno pole.
Reguły są bardzo proste: przeciwnicy przemieszczają po jednej kuli na sąsiednie pole, a wygrywa ten, kto doprowadzi do sytuacji, w której przeciwnik nie będzie mógł wykonać ruchu strażnikiem. Unieruchomić kulę można otaczając ją całkowicie albo krzyżując łańcuchy – ten, kogo łańcuch jest u dołu, nie może ruszać żadną z połączonych nim kul.
Podobno gra jest przyjemna i zabawna, nie na tyle jednak, aby mogła konkurować z najlepszymi abstrakcyjnymi planszówkami, choćby z grą Quoridor tego samego autora. Krótko mówiąc, nie chwyciła, czyli oryginalny pomysł okazał się dziwaczny i nie przełożył się na atrakcyjność. Mimo to strategia wydaje się ciekawa, więc warto sprawdzić, czy nie da się z niej „wycisnąć” ciekawych łamigłówek. To oczywiście refleksja, a nie propozycja. Natomiast jako propozycję proszę potraktować zachętę do zerknięcia na stronę z gierką Myhouse.
Tu także para stworków (na pierwszym poziomie, bo później pojawia się ich coraz więcej) połączona jest więzami, choć nie są one ani widoczne, ani nierozciągliwe jak w Ball and Chain. Rozszyfrowanie reguł zabawy, zresztą bardzo prostych i niezbyt oryginalnych (kłania się sokoban), proszę potraktować jako dodatkową zagadkę wstępną.
PS Do tematu szachowego z poprzedniego wpisu powrócę w kolejnym za dni parę.
Komentarze
Jeśli chodzi o gry planszowe to polecam coś takiego z poniższej strony, co pewnie niektórzy już znają albo co gorsza grali w to. Ci, którzy nie znają mogą się przynajmniej pośmiać, grając lub oglądając. 😉
http://www.speedyshare.com/531353323.html
Janoslaw – niezłe :), ale może poważnie wyniszczyć organizm [o uzależnieniu nie wspomnę :)].
Pozdrawiam
Piotr
Panie Marku, nie ma Pan pojęcia zarówno o rynku planszówek, jak i o działalności strony boardgamegeek. Dlatego wolałbym, aby się Pan na te tematy nie wypowiadał albo najpierw dopytał osoby kompetentne.
BGG zbiera wszelkie gry niezależnie od czasu powstania. Gier tradycyjnych jest tam mnóstwo i nie są traktowane jak eksponaty muzealne. W ostatni piątek graliśmy w Ośrodku Kultury Ochoty (spotkania w każdy piątek od 16 do 22) w gry sprzed 20 lat i to, że nie są wydawane nie oznacza, że to jakiś przeżytek. Najlepiej o tym świadczy reedycja jednej z takich gier (Auf Achse) już w październiku na targach zabawek w Essen.
Gry kupują w Polsce tysiące ludzi, zaś maniaków, którzy kupują ich w dziesiątkach jest z tego kilka procent. Żaden producent, ani wydawca by z nich nie przeżył. Popularność planszówek w Niemczech wynika z tego, że gra tam duża część społeczeństwa, a nie tylko zapaleńcy czekający na wszelkie nowości.
Słowo planszówki jest starsze niż się Panu wydaje. Sam je używałem na początku lat 90-tych.
Draco, dzięki za wypowiedź. Mały ferment może okazać się pożyteczny dla planszówek, przeciwko którym generalnie nic nie mam, a niektóre lubię.
W komentarzu nie znalazłem nic, co potwierdzałoby moją niekompetencję.
Nie twierdziłem, że gry tradycyjne (szachy, go itp.) są traktowane na BoardGameGeek jak muzealia. Mam natomiast w domu mnóstwo pism o grach z lat 80. i 90. z recenzjami wydawanych wówczas nowych gier i tytuły ponad 90 procent z nich (wszystkie są w BoardGameGeek) dziś prawie nikomu (poza niektórymi geekami) nic nie mówią.
Domyślam się, że stwierdzenie „gry kupują w Polsce tysiące ludzi” dotyczy planszówek, a nie wszystkich gier. Co Pan chce wykazać tym stwierdzeniem – że kupujących jest tak dużo, czy tak mało?
I jeszcze słowo o popularności gier w Niemczech, którą wszyscy piszący o grach stawiają za wzór. Od rodziny i znajomych mieszkających za Odrą wiem, że istotnie, w sklepach z zabawkami w Niemczech asortyment gier jest bardzo duży i – inaczej niż Polsce – bogaty także w planszówki. Niemcy chętnie je kupują, ale w praktyce wygląda to tak, że zagrają (zwykle z dziećmi) trzy razy i gra ląduje na pawlaczu, a za parę miesięcy kupują następną. W takiej sytuacji popyt jest rzeczywiście spory i napędza rynek, tylko czy to ma być świadectwem popularności planszówek.
Ja w kwestii formalnej, a ściślej językowej, bo na planszówkach się nie znam.
Draco, jeżeli twierdzisz, że używałeś na początku lat 90. określenia „planszówki”, to świadczy to wyłącznie o tym, że słowo to istniało w Twoim języku – i o niczym więcej.
Potwierdzeniem obecności neologizmu w gwarze środowiskowej może być wyłącznie dokument z tych lat (tekst, nagranie).
Pozdrawiam
K.L.
To ja też w kwestii językowej. Nie wiem, dlaczego słowo „planszówka” miałoby być traktowane jako jakiś specjalny termin, którego powstanie jest znaczące. To słowo wpisuje się w schemat słów tworzonych za pomocą formantu „-ówka” w celu zastąpienia terminu dwuwyrazowego jednowyrazowym (język dąży do oszczędności). Gra planszowa to „planszówka”, a „kolorówka” – telewizor kolorowy, „kablówka” – telewizja kablowa, „pocztówka” – karta pocztowa, „świecówka” – kredka świecowa itd. itd.
Pani Olu, ponieważ historyk gier w Polsce na razie milczy (nie mam na myśli Draco), więc spróbuję najkrócej wyjaśnić, ryzykując otrzymanie kolejnej porcji impertynencji.
Otóż dlatego (słowo „planszówka” ma być traktowane…), bowiem pojawiło się ono jako jeden z wyznaczników niszowej mody na nowy (na naszym rynku, choć nie tak całkiem nowy) rodzaj gier planszowych, w które bawią się m. in. duzi chłopcy w klubie OKO w Warszawie. Równolegle pojawiło się określenie „karcianki” (gry z użyciem kart – różnych, ale nie takich jak do brydża, piotrusia lub flirtu towarzyskiego).
Nie sądzę, bym zachowała się wobec Pana obraźliwie. W każdym razie przepraszam, jeśli Pan się tak poczuł. Pozdrawiam, Ola
Pani Olu, to ja bardzo przepraszam za nieprecycyjność. Miałem na myśli impertynencje ze strony Draco, który zarzucił mi niekompetencję, niczym tego nie uzasadniając (jako uzasadnienie podał informacje, które nie były sprzeczne z moim wpisem – jeśli sie uważnie wczytać w tekst).
Serdecznie pozdrawiam
Błedy w tekście sa przynajmniej dwa:
1. Absolutną nieprawdą jest, że na BGG gry tradycyjne umieszczone sa przez grzeczność. Są grami, więc są na BGG i żadna grzeczność nie ma nic do rzeczy.
2. Rynek gier planszowych nie jest nastawiony na maniaków, bo (jak podałem to w komentarzu) wydawnictwa by sie nie utrzymały.
Najlepsze planszówki do tworzenia łamigłówek:
a) Eufrat i Tygrys
b) Przez Pustynię
c) Himalaya – w zasadzie każdy ruch w tej grze jest łamigłówką. Każdy podczas jednej rozgrywki rozwiązuje 12 łamigłówek.
Ciężko stworzyć łamigłówki w grach z kostkami lub licytacją oraz wymagające zdolności psychicznych takich jak blefowanie i handel.
Duzi chłopcy to grają w gry wojenne. W planszówki grają małe dziewczynki. 🙂
Do Draco:
Teraz to co innego, rzeczowo i miło, więc z przyjemnością odpowiadam.
1. sądziłem, że obejdzie się bez przymrużenia oka, jednak jak się okazuje, przydało by się. Ale tak szczerze: kogo interesują szachy na BGG. Przecież to portal stworzony, tworzony i zdominowany przez miłośników gier współczesnych. Nikt by nawet nie zauważył, gdyby szachy nagle znikły.
2. nie pisałem o „maniakach” tylko o „miłośnikach” – dla mnie to różnica. I moim zdaniem to miłośnicy u nas napędzają koniunkturę, bo jak skromna jest reklama każdy widzi. Miłośnik nie musi wielu gier kupować, wystarczy że spotyka sie z innymi takimi jak on (z innymi grami), dyskutuje na forach, informuje znajomych itp. – zresztą przecież Panu nie muszę tego pisać.
Poza tym uważam, że współczesne planszówki to taki rodzaj gier, w które albo się nie gra, albo jest się ich miłośnikiem i grywa się dość często. To trochę tak, jak np. z literaturą fantasy – albo się ją lubi i dużo czyta, albo nie czyta wcale. W obu przypadkach to coś w rodzaju hobby.
Z tymi tysiącami kupujących to Pan chyba lekko przesadził. Szacunki Pana kolegów (wbrew Pana sugestiom mam z paroma kontakt) są bliższe jednego tysiąca, w porywach dwóch. Poza tym bardziej miarodajne byłoby określenie liczby planszówek sprzedawanych w ciągu roku. Wiem, że póki co jest z tym ogólnie kiepsko, choćby stąd, że jeden z wydawców dzwonił do mnie z prostym pytaniem: „co zrobić, żeby gry lepiej się sprzedawały?”.
Pisząc „będzie kasa” miałem oczywiście na myśli nie aktualną sytuację, tylko czas przyszły i marzenia naszych wydawców-hobbistów, którym oczy błyszczą, gdy czytają np. o nakładach gier pana Adamskiego w czasach raczkującego kapitalizmu.
Dziękuję za tytuły łamigłówkowych planszówek. Pierwszą znam dość dobrze, drugą po łebkach, a trzecią wcale – ale brzmi bardzo zachęcająco, więc zaraz się zainteresuję.
Pozdrawiam
mp
PS proszę małe dziewczynki, aby tak nie hałasowały w OKO (OKU?), bo Polityka niedaleko i panom redaktorom ciężko się skupić.
Brak szachów zostałby zauważony po kilku godzinach, ale brak Go (21. miejsce) momentalnie. Jakoś nie rozumiem sztucznego dzielenia graczy na miłośników planszówek i gier logicznych. Podejrzewam, że większość gra w jedne i drugie.
Jest bardzo dużo osób, które mają jedną lub dwie gry. Dużo osób żeruje tez na kolegach. Spotykam dużo osób, które lubią gry, ale grają co jakiś czas. Różnica pomiędzy planszówkami a literaturą jest taka, że na książkę bądź kilka trzeba poświęcić mnóstwo czasu. A w kilka planszówek można pograć ze znajomymi na imprezie.
Z tysiącami kupujących na pewno nie przesadziłem. w ciągu roku sprzedaje się w Polsce kilkanaście może kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy gier.
Kolejne gry, w których można stworzyć dobre łamigłówki:
a) Torres
b) Samurai
c) Neuroshima Hex
d) wszystkie gry z projektu Gipf (w końcu to gry logiczne)
Kilka uwag:
1. Na BoardGameGeek można znaleźć wszystkie gry, stare i nowe. I to nie tylko te stare, które są wciąż popularne, jak szachy czy go. Jest tam nawet pochodzący ze starożytnego Egiptu Senet. Po prostu każdy użytkownik może zgłosić dowolną grę. Po to jednak, by gra znalazła się na liście, musi otrzymać odpowiednią liczbę ocen u róznych użytkowników. Pozycja gry na liście wynika ze średniej oceny. Np. 4217 uzytkowników oceniło szachy i średnia ocena to 7,1 w skali od 1 do 10. Łatwo zauważyć, że gdyby wszystkie osoby grające tylko w Polsce w szachy weszły na stronę BoardGameGeek i oceniły tę grę na 10 punktów, to szachy zdecydowanie wyszłyby na prowadzenie.
2. Od dłuższego czasu w czołówce utrzymują się gry Puerto Rico, Power Grid (Wysokie napięcie) oraz Eufrat i Tygrys. Niezależnie od tego, że są to bardzo dobre gry, może być jeszcze inna przyczyna ich wciąż wysokiej pozycji. Przypuszczam, ze kazdy nowy użytkownik BoardGameGeek może uważać, że skoro weterani tego serwisu tak wysoko je ocenili, to on nie powinien się z tego wyłamywać, żeby nie wyjść na ignoranta.
3. Niska pozycja na liście oznacza wyłącznie to, że gra nie znalazła uznania w oczach koneserów. Nie przeszkadza to takim grom jak Monopoly, Scrabble, Ryzyko czy Chinczyk w sprzedaży w nakładach, o których gry z czołówki listy nawet nie mogą marzyć.
4. W Polsce rocznie sprzedaje się ponad milion gier planszowych. Oczywiście zdecydowana większość z tego stanowią gry dla dzieci. Najpopularniejsze tytuły mają nakłady na poziomie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy. W Niemczech najpopularniejsze tytuły osiągaja nakłady liczone w setkach tysięcy, a nawet w milionach sztuk.
5. Nie wiem kiedy pojawiło się w Polsce słowo „planszówka”. Na pewno w 2004 roku było już popularne, bo od początku używane jest na powstałej w połowie 2004 roku stronie http://www.gry-planszowe.pl. Być może w mowie potocznej było używane już wcześniej, ale żadnego dowodu na to nie znam. Co ciekawe, nie ma tego słowa w słowniku scrabblisty z roku 2003, a jest tam wiele wyrazów, które w zwykłych słownikach wtedy nie występowały. Zresztą wyrazy z końcówką „-ówka” tworzone są w języku potocznym bardzo łatwo i też łatwo z niego znikają. Tak było np. ze słowem „wałęsówka” (dodatek inflacyjny do pensji, który ówczesny przywódca Solidarności uzgodnił podczas rozmów z rządem w 1981 roku) czy „kuroniówka” (zasiłek dla bezrobotnych).
Szacunki Pana kolegów (wbrew Pana sugestiom mam z paroma kontakt) są bliższe jednego tysiąca, w porywach dwóch.
*Planszówek* w Polsce sprzedawanych jest miesięcznie okolo 10-20 tys. Licze wylacznie wspolczesne gry planszowe, z pominieciem gier popularnych (jak Monopoly czy Scrabble) i klasycznych (jak chinczyk czy szachy). Jest to niezbyt wiele, nie przesadzalbym z tysiacem :-).
Co zas do najwazniejszej tezy – czy planszowki sa przeznaczone dla ich milosnikow i to wlasnie nakreca koniunkture – czesciowo sie zgodze, ale nie do konca. Znam wielu ludzi, ktorzy „milosnikami” nie sa (w sensie sledzenia nowosci rynkowych, newsow, BGG) a mimo to 1-2 planszówki mają, kupili, chętnie od czasu do czasu grają i raczej nie odmawiają, gdy się ich do gry zaprosi. Szacowalbym, ze wsrod osob, które kupują planszówki jakies 10-20% to miłośnicy (z tego znow 10% to maniacy :)), reszta zas to po prostu gracze.