Ale jajo

Wiem jak „działa” młyn, na czym polega przyłożenie, podwyższenie, drop-goal, maul i jeszcze to i owo, ale dużo elementów „gry dla prawdziwych facetów” jest dla mnie czarną magią. W tej sytuacji trochę się dziwię sam sobie, dlaczego z zainteresowaniem śledzę w Polsacie Sport mecze Pucharu Świata w Rugby.

rugb_1.JPG 

Dwa stadka rosłych byczków walczą jak lwy o jajowatą piłkę, starając się ją potem przyłożyć do ziemi za końcem boiska albo wkopać między słupki dziwnej bramki. Na pozór dużo w tym agresji i brutalności, choć dowalenie komuś nie jest tu, jak np. w boksie, celem samym w sobie, lecz występuje niejako przy okazji i niechcący. Zdarzają się też zabawne sytuacje, a osoby z dużym poczuciem humoru, obserwujące mecz po raz pierwszy, mogą mieć ubaw jak na dobrej angielskiej komedii. Kości trzeszczą, sińce sypią się gęsto, kontuzji nie brakuje. Nic dziwnego, skoro co chwila jedne szarżujące stukilowe ciałka trafiają w inne o podobnej masie, są przez nie chwytane, powalane i przygniatane, potem dołączają do nich inne ciała, aż powstaje jedna wielka, skłębiona ciał tona. Bardzo rzadko zdarza się jednak, przynajmniej na Pucharowym poziomie, aby komuś puściły nerwy. Przeciwnie, atmosfera na boisku jest niemal salonowa, a przeciwnicy po meczu umawiają się na herbatkę. Krótko mówiąc, w każdym calu dżentelmeni o zimnych głowach i gorących sercach. Licznie zgromadzona publiczność też jest taka bardziej tenisowa. Reaguje żywiołowo i głośno, ale  dominuje klimat zdrowego dopingu i słownictwo parlamentarne – w porównaniu z futbolowymi pseudokibicami (i niektórymi politykami) to aniołki. Choć bywa nudnawo, zwłaszcza w końcówkach, gdy mocno obitym i zziajanym gladiatorom nie jest już tak łatwo poderwać się do boju, jednak wiele wcześniejszych pięknych akcji, emocjonujących starć i przepychanek oraz celnych strzałów z nawiązką rekompensuje słabsze momenty. No i te egzotyczne nacje: czy ktoś słyszał, aby w innych dyscyplinach sportowych wśród najlepszych startowali zawodnicy Tonga, Fidżi lub Samoa.

Co łamigłówkowego jest w rugby? Oczywiście piłka-zmyłka, o kształcie bardzo zbliżonym do elipsoidy obrotowej.

elips_ob.JPG 

Dlaczego taki kształt, a nie „normalny”, czyli kulisty? – to pierwsza zagadka. A druga jest już łamigłówką nieco trudniejszą.

Wyobraźmy sobie, że wielką elipsoidę obrotową (pełną bryłę, a nie nadmuchaną piłkę) rozcięto dokładnie na pół wzdłuż dłuższej osi  i przerobiono jedną połowę, po umieszczeniu jej na odpowiedniej podstawie, na stół bilardowy, którego eliptyczny blat stanowi powierzchnia przekroju. Gdyby na takim stole łuza znajdowała się w jednym ognisku elipsy, a bilę umieścilibyśmy w drugim, to w którąkolwiek stronę byśmy bilę nie pchnęli, zawsze trafiłaby ona – bezpośrednio lub po odbiciu od bandy – do łuzy. Wynika to z podstawowych własności elipsy.
Łuza w środku stołu byłaby jednak niejako wbrew przepisom. Należałoby ją zatem umieścić przy bandzie. W którym miejscu powinna się znaleźć, aby pchnięta z ogniska w dowolnym kierunku bila także do niej trafiła? Zakładamy, że ruch kuli odbywa się bez oporu i tarcia, czyli mamy do czynienia z perpetuum mobile. Zamiast tego warunku można by się też umówić, że bila zostaje pchnięta tak mocno, że odbija się od band kilkanaście razy.

PS Ten wpis pojawił się niejako w przerwie konkursu, którego rozwiązania pozostaną jeszcze „w areszcie” przez 24 godziny (zatem przez ten czas można je jeszcze nadsyłać), a wyniki i omówienie zostaną zamieszczone za 48 godzin.