Á la Rybakow

W latach 80. minionego stulecia pojawiło się w Stanach Zjednoczonych określenie testmaker, oznaczające autora testów inteligencji. Testmakerzy układali modne wówczas, zamieszczane w prasie testy o charakterze rozrywkowym. Te poważne (przynajmniej z założenia) powstają w pracowniach uczonych i mają znacznie dłuższą historię – zajmowała się nimi psychologia eksperymentalna już w XIX wieku. Właściwie testy rozrywkowe udawały, że są serio i do dziś silą się na powagę między innymi pod szyldem Mensy. A wszystko za sprawą magicznego słówka „inteligencja” oraz fetyszu, jakim stało się IQ. Ostatnio iloraz inteligencji z różnych powodów, także ze względu na poprawność polityczną, liczy się coraz mniej. Mówimy, że ktoś jest inteligentny nie dlatego, że znamy jego IQ, tylko z całkiem innych przyczyn – każdy z Państwa bez trudu i bez testu wymieni kilka cech znajomej osoby, które sprawiają, że uchodzi za inteligentną. Z drugiej strony uważani za inteligentnych nierzadko wypadają w testach Mensy żałośnie. Do stowarzyszenia Densa, zrzeszającego osoby z IQ poniżej średniej (oszacowanego na podstawie wyniku mensowego testu), należy wielu luminarzy nauki i kultury, a nawet polityków (nie polskich) – oczywiście takich z poczuciem humoru i raczej nie z pierwszych stron gazet.

Rozrywkowe testy przypominają formalnie te serio, czyli rodzaje zadań są podobne. Diabeł tkwi w szczegółach oraz w sprawach pozornie drugorzędnych, w efekcie czego testy powstające w pracowniach psychologicznych można uznać za miarodajne, a układane przez testmakerów, czyli psychologów-amatorów, nie. Bardzo istotny jest fakt, że te pierwsze są z reguły wyspecjalizowane, służą badaniu konkretnych uzdolnień i stosowane są w określonych celach, zwykle w selekcji i doradztwie zawodowym. Te drugie stanowią przede wszystkim rozrywkę dowartościowaną rzekomym pomiarem tego, co mamy w głowie. Niewątpliwie jednak ten, kto skuteczniej sobie z nimi radzi, jest pod jakimś względem lepszy, bo na przykład… nauczył się rozwiązywać takie testy.

Zadanie z poprzedniego wpisu mogłoby się znaleźć w poważnym teście do pomiaru zdolności wzrokowo-przestrzennych. Takie testy należą do najmniej kontrowersyjnych, a więc najbardziej miarodajnych. Wynika z nich wyraźnie, kto ma dryg do „wyobrażeniowych przekształceń fizycznych”. Jednym z klasycznych jest tzw. „test kwadratów”, który pojawił się w Polsce w latach 70. adaptowany z brytyjskich źródeł, ale opracowany po raz pierwszy w roku 1910 w Rosji i znany wcześniej jako „figury Rybakowa”. Składa się zwykle z kilkunastu zadań – każde polega na podzieleniu nieforemnego wielokąta linią prostą na takie dwie części, z których po obróceniu da się złożyć kwadrat. Linia dzieląca powinna łączyć odpowiednie dwa z ponumerowanych punktów na brzegu figury. Poniżej podany jest przykład oraz zadanie.

 Ryb_1.JPG

Ryb_2.jpg

Modyfikując pomysł rosyjskiego psychologa można uzupełnić test wzrokowo-przestrzenny o elementy wymagające tradycyjnego główkowania i kombinowania, czyli myślenia abstrakcyjno-logicznego. Wystarczy wprowadzić siatkę kwadratową, a prostą zastąpić łamaną.

Ryb_3.jpg

Ryb_4.jpg 

Na górnym rysunku jest przykład z rozwiązaniem. Na dolnym – dwa zadania: każdą figurę należy podzielić na dwie części wzdłuż linii przerywanych. Przy składaniu kwadratu części można obracać, ale nie odwracać „plecami” do góry. Cyfry i litery przy brzegu, czyli współrzędne siatki, umożliwiają zapis podziału. Zadania są dość proste, choć zapewne nie wszyscy to potwierdzą (uzdolnionym parcelantom oba podziały zajmują w sumie dwie minuty). Jeśli się spodobają, w następnym wpisie zaproponuję znacznie twardsze kwadratowe orzechy.