Problemik

Tym razem będzie nieco poważniej i bardziej teoretycznie. Chodzi o mały problem arytmetyczny, który pewnemu matematykowi-amatorowi spędza sen z powiek.
W matematyce jest trochę umownych i nieumownych ustaleń, które mają swoje uzasadnienia. Oto kilka przykładów:

  • zero jest liczbą naturalną lub (rzadziej) nie jest;
  • nie dzielimy przez zero, bo to prowadzi do sprzeczności;
  • zero i jeden nie są liczbami pierwszymi, bo nie mają dokładnie dwóch dzielników (zero ma ich nieskończenie wiele, a jeden tylko jeden);
  • silnia zera (0!) równa się 1; tu jest kilka uzasadnień, np. n!=n×(n-1)!, a ten wzór – przy założeniu, że 0!=0 – nie byłby prawdziwy dla n=1 (1!=1);
  • zerowa potęga x równa się jeden, bo x^0=x^(1-1)=x^1/x^1=x/x=1
  • minus razy minus daje plus; tu niełatwo o krótkie wyjaśnienie, ale spróbuję:
    0=(-x+x)(-y+y)=(-x)(-y)-2xy+xy=(-x)(-y)-xy, stąd (-x)(-y)=xy.
    A teraz tytułowy problemik.
    Iloczyn cyfr P(x), tworzących liczbę x, jest zawsze dodatni, jeśli w liczbie nie ma zera. Na przykład: P(28)=16, P(123456789)=362880. I wszystko jest jasne dopóki nie zapytamy o iloczyn cyfr liczby jednocyfrowej. Jednej cyfry nie ma przez co mnożyć, a jeśli już trzeba mnożyć, to „coś” przez „nic”, więc wydawałoby się, że iloczyn powinien być równy zero. A jeszcze lepsze byłoby uznanie, że takiego iloczynu po prostu nie ma. Tymczasem w Encyklopedii ciągów liczb całkowitych z odpowiedniego ciągu (A007954) wynika, że iloczyn cyfr liczby jednocyfrowej jest równy tej liczbie, czyli np. P(7)=7. Czy ktoś potrafi to uzasadnić?