Aferka

W światku łamigłówkowym wrze od miesiąca. Jedna firma (Conceptis) podkradła drugiej (Grabarchuk family) pomysł. Praktycznie ktoś komuś, ale jednak w obu przypadkach osoby prawne – firmy nastawione na działalność komercyjną, czyli traktujące łamigłówki logiczne jak towar, który – takie jest założenie – znajdzie dostatecznie dużo nabywców, by twórczość lub produkcja się opłacała. Sudoku było, szał minął, niektórzy zbili na nim kasę, wielu próbuje odcinać kupony.

Między obiema firmami jest istotna różnica. Spółka rodzinna Grabarczuków (Użhorod, Ukraina) to artyści (jakkolwiek zabawnie by to nie brzmiało w kontekście łamigłówkowym), którzy starają się wymyślać rzeczy mniej lub bardziej oryginalne. Natomiast Conceptis (Hajfa, Izrael), to przede wszystkim rzemieślnicy, solidni, ale jednak bezceremonialnie korzystający z cudzych pomysłów – programiści produkujący komputerową masówkę oferowaną następnie wydawnictwom na całym świecie. Łamigłówki są towarem niszowym (wyjątki, jak sudoku, potwierdzają tę regułę), więc biznes jest średni, ale niewielka grupa przedsiębiorczych zapaleńców może wyjść na swoje.

Grabarczukowie, by wyjść na swoje, wymyślili przed rokiem strimko. Conceptis w tym samym celu na początku sierpnia umieścił na swojej stronie chain sudoku. Obie łamigłówki różnią się jak dwie krople wody. Nie ma wątpliwości, kto z kogo ściąga, bo pojawienie się podróbki poprzedziły pertraktacje, z których nic nie wynikło. Gf zarzuciło C kradzież intelektualną, ale z prawnego punktu widzenia nie ma podstaw do roszczeń, bo pomysłów łamigłówek żadne prawo nie chroni. Można co najwyżej zastrzec nazwę lub wzór użytkowy – a i to na terenie konkretnego państwa, w którym dany przepis obowiązuje. Dlatego na przykład Wayne Gould mógł bezkarnie podkraść Japończykom sudoku wraz z nazwą, która w Japonii zastrzeżona jest przez jedną firmę – Nikoli, konkurenci muszą używać innych określeń. Można co prawda wytoczyć rabusiowi proces, ale praktyka pokazuje, że to strata czasu i pieniędzy. Było kilka „łamigłówkowych” procesów, na których obie strony wyszły jak Zabłocki na mydle. Lepiej się dogadywać.

Jest jednak druga strona medalu – etyczna. Żadna szanująca się firma nie chce zasłużyć sobie na opinię złodziejskiej, więc w przypadku niemożności dogadania się nie bierze sobie za friko tego, na co jej nie stać. Firma Conceptis nie bardzo dba o opinię, bo smrodek jest z tego niewielki i niszowy. Nieco wcześniej podłączyła się pod kenken, podkradając część nazwy (kendoku), ale została przywołana do porządku i zmieniła nazwę na calcudoku (-doku zostało, żeby się sprzedawało;-)).

Cała ta burza w szklance wody spowodowana jest oczywiście komercyjną stroną zabawy. Strimko pachnie sudoku – jest relaksową dłubaniną, więc może chwycić, jeżeli tylko uda się wywołać wokół niego szum medialny. Zapewne i ta aferka ma temu służyć. Oryginalności w strimko niewiele – ot, kolejna wariacja na temat kwadratów łacińskich, merytorycznie bardzo bliska sudoku zwanemu nieregularnym albo jigsaw, a niemal identyczna jak odmiana zig-zag publikowana w Japonii w latach 90. (inna była forma – kwadraty zamiast kółek, a linie łączące nie przecinały się).

Jako zapowiedź zgody między stronami, proponuję strimkopodobne zadanie z motywem sercowym.

W rzędach, kolumnach i w kółkach na obu liniach powinno znaleźć się po siedem różnych cyfr – od 1 do 7. Różne cyfry powinny pojawić się także na jednej i tylko jednej przekątnej. Na której – można sobie powróżyć (np. kocha, nie kocha), obstawiając na wstępie różnocyfrową przekątną.