Dziewki i parobcy

Była to swawola powszechna w całym kraju tak między pospólstwem, jako też dystyngowanymi – pisał w XVIII wieku w „Opisie obyczajów…” ksiądz Jędrzej Kitowicz. Mogła ona przybierać różne formy […]. Którzy  przekładali swawolą nad dyskrecją […] oblewali damy wodą prostą, chlustając garnkami, dużymi sikawkami prosto w twarz lub od nóg do góry […].

W „Pamiętnikach…” księdza Kitowicza wzmianki na temat polewanki też nie zabrakło:
Lud wiejski, dosyć wiernie trzymający się obyczaju starego, pocieszny wyprawia dyngus alias śmigus, a mianowicie koło studzien parobcy od rana gromadzą się, czatując na dziewki, idące czerpać wodę i tam, porwawszy między siebie jedną, leją na nią wodę wiadrami, albo zanurzają ją w stawie, a niekiedy w przerębli, jeżeli lód jeszcze trzyma.

W pewnym folwarku płeć męska wody nie skąpiła. Na każdą parę dziewek przypadł co najmniej jeden parobek, który je obie polał, zaś na każdą parę parobków przypadła dokładnie jedna dziewka, która była przez nich obu oblana. Poza tym każdy parobek oblał przynajmniej trzy dziewki, a jeden nawet dokładnie sześć.
Ilu parobków i ile dziewek uczestniczyło w tej polewance?
 – pyta ksiądz Jędrzej.