Bezsenność na stoku

Najlepsze pomysły przychodzą do głowy przed zaśnięciem i po przebudzeniu. Kto ma coś do prze-, ob- lub wymyślenia, powinien wcześnie kłaść się spać i nie wstawać od razu, gdy sen odpłynie. Krótko mówiąc, wylegiwanie się w łóżku sprzyja inwencji, zwłaszcza gdy wokół jest względny spokój. Jak twierdził Pliniusz Młodszy, Umysł żywi się ciszą nocy.
Ma to tylko tę słabą stronę, że gdy myślenie jest zbyt intensywne albo wiąże się z emocjami, wówczas pojawiają się kłopoty z zaśnięciem. Wtedy nawet obliczanie kolejnych wyrazów ciągu, o którym wspominałem w poprzednim wpisie, może nie pomóc.

Wielu znanych matematyków cierpiało na bezsenność. Niektórzy uczynili z tej dolegliwości coś w rodzaju narzędzia pracy, choć często był to jej efekt. Cierpieli na nią między innymi Newton i Ramanujan, a Dodgson, czyli autor Alicji w krainie czarów, wydał nawet zbiorek „poduszkowych” zadań ułożonych podczas bezsennych nocy (Pillow-Problems Thought Out During Sleepless Nights). Książeczka jest niestety mało rozrywkowa dla współczesnego czytelnika. Większość zadań przypomina te z podręczników matematyki dla szkoły podstawowej lub liceum. Tylko kilka kojarzy się Alicją… ze względu na fabułkę zawierającą iskierki absurdalnego humoru. We wstępie autor przytacza swoje ulubione paradoksalne powiedzonka w rodzaju:
Pewien człowiek miał tak duże stopy, że musiał zakładać spodnie przez głowę.
Pień drzewa, które wyrosło na drodze, był tak duży, że trzeba go było omijać z dwóch stron.

To drugie zdanie zainspirowało rysowników i stało się zalążkiem dziś już oklepanego motywu. Jako jeden z pierwszych wykorzystał go przed 70 laty w wersji narciarskiej Charles Addams na łamach New Yorkera.

Martin Gardner ogłosił kiedyś mini-konkurs związany z tym rysunkiem. Założył mianowicie, że sytuacja na nim przedstawiona powstała w rzeczywistości i zaproponował czytelnikom, by spróbowali wyjaśnić, jak mogło do niej dojść. Aby nie ograniczać fantazji, rysunek został okrojony do tego, co najistotniejsze, a więc widoczny jest wyłącznie fragment śladów – ich końca, czyli narciarza, nie widać.
Za najbardziej „realne” uznane zostało następujące wyjaśnienie:

Narciarz walnął w pień drzewa okrakiem, ale lekko, asekurując się rękami. Wcisnął jedną nartę w śnieg, by nie odjechała i wypiął ją. Nie ruszając nogą z nartą prześlizgnął się za drzewo i stojąc do niego plecami wpiął nartę, po czym ruszył dalej po stoku.

Może ktoś z Państwa miałby lepszą lub zabawniejszą propozycję wyjaśnienia, choćby i mocno zakręconą. Przypominam, że najlepsze pomysły przychodzą do głowy przed snem lub tuż po przebudzeniu.