Męczenie owiec

Pisałem onegdaj o grze Wilki i owce. No i doczekałem się dalszego ciągu – wydawnictwo Egmont podesłało do recenzji grę Owczy pęd. Jak mi się trafi jeszcze jedna barania gra, to awansuję na bacę. Szansa jest spora, bo wymyślacze gier lubią męczyć owieczki. Na portalu BoardGameGeek można znaleźc coś koło trzydziestu przykładów z nahalnymi zwierzątkami, niekoniecznie w roli głównej. A skoro tak dużo, to także nachalnymi:-D. Zresztą owce inspirują twórców różnych specjalności, a efekty bywają równie urocze jak inspiracja. Przykładem sodomistyczna nowelka o porzucającym żonę dla owcy lekarzu (Gene Wilder) w komedii Woody’ego Allena Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać.

Otworzyłem grę, a z pudełka wyskoczyły śliczne owieczki i proszą, żeby nimi zagrać. Jak tu odmówić. Był akurat Dzień Dziecka, więc postanowiłem zrobić frajdę także sąsiadowi. Zaprosiłem go, postawiłem Smädného Mnicha, zaserwowałem placuszki szparagowe z rydzami i piersią z perliczki (a może kaszankę, już nie pamiętam), wyjęliśmy wszystkie rekwizyty, rozłożyliśmy planszę i do dzieła. Ale sprawa nieprosta – trzeba przeczytać instrukcję, a to bite siedem stron z obrazkami. Nie wiem dlaczego wydawnictwo nie przysłało zamiast instrukcji jakiejś panienki, która by wszystko kusząco objaśniła, a potem popartnerowała. No nic, grunt że gra jest od 10 lat, czyli możemy. Żeby nie było nudno, czytamy i próbujemy grać równocześnie. Taka partia doświadczalna. Sąsiadowi spodobały się owieczki, wszystkie przysunął do siebie, ale w końcu musiał się podporządkować regułom i ulokować je na środku planszy. Nie spodobało mu się natomiast, że grę rozpoczyna osoba, która ma najdłuższe włosy (grać mogą 2, 3 lub 4 osoby). Zaczęliśmy się nawet zastanawiać, czy to nie wystarczy, abym zwyciężył.

Owc_1.jpg 

Najpierw były przepychanki – jedne owce zachowywały się niegrzecznie, robiąc bałagan w regularnym szyku pod dyktando kostki. Dalsze ruchy wykonywaliśmy wykładając karty – na każdej był obrazek pokazujący, jak należy się ruszyć. Rodzajów ruchów było siedem, kart każdy miał tuzin (każdą wykłada się raz, więc po 12 kolejkach musi nastąpić koniec gry), a faz gry cztery. W pierwszej fazie trzeba było do siebie lgnąć, to znaczy lgnęły owieczki z tego samego teamu. W drugiej pojawiał się Atrakcyjny Roger, a w trzeciej ujawniało się magnetyczne oddziaływanie Czarnej Inez. Owieczki ciągnęło ku obojgu; którą przyciągnęło bliżej, ta zdobywała więcej punktów. Natomiast w czwartej fazie, o zgrozo, stadu zagrażał Szalony Bodzio z nożycami do strzyżenia i trzeba było przed nim uciekać jak najdalej, nawet na Słowację. Po zakończeniu eksperymentu sąsiad powiedział, że gra jest fikuśna. Zgodziłem się z nim i obaj poczuliśmy się jak dzieci, po czym baraszkując przystąpiliśmy do normalnej partii.

To było półżartem i ogólnie. A teraz bardziej serio i też ogólnie.
Grę Shear Panic zaprezentowali na targach gier w Essen w 2005 roku dwaj Szkoci, bracia Gordon i Fraser Lamont. Rok wcześniej obaj założyli wydawnictwo Fragor Games. Owcza gra była ich drugim dzieckiem, które okazało się całkiem udane. Po drobnych zmianach upraszczających reguły zadebiutowała na rynku niemieckim jako Haste Bock? – i chwyciła, a potem wyruszyła na podbój świata. I nic dziwnego, bo jest przede wszystkim  grą-zabawką atrakcyjną, a poza tym oryginalną (zmienny poniekąd cel rozgrywki) i nie pozbawioną elementów strategicznych (decydowanie o kolejności wykładania kart z ruchami, wybór przesuwanej owcy i kierunku ruchu). Inna sprawa, co z tej strategii wynika, ale dokonywać wyborów i kombinować można i warto, bo to sprzyja także emocjom.

Łamiblog bez łamigłówki nie byłby sobą, ale z „owczopędną”, zwłaszcza w miarę zwięzłą, jest kłopot. Owczą mam jednak w zapasie, choć uprzedzam, że nie jest taka prosta. Dla zachęty obiecuję nagrodę, łatwo się domyślić jaką. Nagroda zostanie rozlosowana wśród osób, które do poniedziałkowego (9 czerwca) południa zamieszczą w komentarzu poprawne rozwiązanie. Takich komentarzy nie będę oczywiście ujawniał przed zakończeniem konkursu.

Dawno, dawno temu iluś górali umówiło się w ramach przeciwdziałania kułactwu, że w sytuacji, gdyby jeden z nich miał nie mniej, niż połowę owiec, które mają wszyscy razem, to każdy z pozostałych zabierze mu tyle owiec, ile ma sam. A gdyby się zdarzyło, że owce byłyby tylko u dwóch i u każdego tyle samo, to jeden z nich rozkułaczy drugiego. Który którego, o tym miał decydować rzut kostką do gry Owczy pęd ;-).
Wiosną przystąpiono do realizacji umowy. Stwierdzono, że u wszystkich górali jest w sumie 128 owiec, po czym nastąpiło siedem rozkułaczeń. Proszę udowodnić (a nie tylko podać przykład lub przykłady), że po siódmym wszystkie owce znalazły się u… jednego kułaka
.

Przyznam się bez bicia, że celowo daję nieproste zadanie, bo może nikomu nie uda się go rozwiązać, a wtedy moje stadko się powiększy, czyli owieczki z nagrody trafią do mojej zagrody :-D .