Tercet szczęścia

Przedwczoraj ludzkość dzieliła się na dwie części: tych którzy ślub brali i tych, którzy zostali nań zaproszeni. Należałem do tej większej grupy, podobnie jak Rzecznik Praw Obywatelskich, który uczestniczył w tej samej uroczystości co ja, bowiem w związki wstępował jeden z jego asystentów.

Jak wiadomo pierwsza sobota lipca była, ze względu na kumulację trzech siódemek, dniem magicznym i bezwarunkowo szczęśliwym, a zatem idealnym na wydarzenia przełomowe, gwarantującym powodzenie na nowym etapie życia. W kancelariach parafialnych i USC termin ten zaklepywano jak kwatery na sylwestra w Szczawnicy, czyli z rocznym wyprzedzeniem. Co ciekawe, o wszystkim dowiedziałem się przed dwoma tygodniami, oglądając serwis informacyjny, w którym podano, że wielu przyszłych nowożeńców… rezygnuje z rezerwacji, bo rozeszła się pogłoska, iż prawdopodobnie ta data nie jest jednak szczęśliwa. Takie domniemania oparte były na przyrównaniu trzech siódemek do trzech kos, co już niezbyt przyjemnie się kojarzy, ale przede wszystkim na wypowiedziach niektórych numerologów.

Nie dla wszystkich siódemki są szczęśliwe. Siódemka to samotność, dystans, blokowanie emocji. Data 07.07.20007 daje w sumie liczbę 23, a po zsumowaniu 2 i 3 mamy 5. Piątka oznacza wiele nieoczekiwanych zmian, niestabilność małżeńską, liczne przygody, izolację. Oj, nie najlepsza wróżba.

Rozumiem numerologów – trzeba z czegoś żyć i żadna praca nie hańbi, ale nie rozumiem tych, którzy traktują ich opinie i porady bez przymrużenia oka.
Wypada przy okazji dodać, że wielu wróżbitów, którzy mają dystans do swojego zajęcia, wypowiadało się o magicznej dacie sensownie i z umiarem.

Urodziny miesiąca i zdublowane urodziny roku to dobra prognoza na przyszłość, ale nie zastąpi rozsądku i umiejętności bycia razem. Jeśli para nie potrafi się porozumieć, to żadna szczęśliwa data im nie pomoże.

Trzy siódemki, czyli liczba 777, oznacza dobro i szczęście od początków chrześcijaństwa. Jej symbolika wywodzi się z tradycji judaistycznej, w której 3 i 7 uznawano za liczby doskonałe, boskie. Stanowi też przeciwieństwo apokaliptycznej 666, oznaczającej zło i kojarzonej z Szatanem. W Biblii jednak, o ile wiem, 777 nie występuje, jeśli nie liczyć wieku, którego dożył Lamek, ojciec Noego.

Dziś 777 pojawia się czasem jako symbol sukcesu lub wygranej (trzy siódemki w jednorękich bandytach; wygrywająca kombinacja w popularnej w kasynach grze black jack, zwłaszcza w jej odmianie hiszpańskiej) albo jako „amulet” w nazwach (Boeing 777; antyterrorystyczna egipska jednostka 777).

Zbliżając się ku sprawom łamigłówkowym, w matematyce 777 zaliczane jest do liczb sfenicznych i liczb Harshada. Liczba sfeniczna jest iloczynem dokładnie trzech liczb pierwszych, z których każda jest inna (777 = 3 x 7 x 37). Natomiast liczby Harshada to te, które są podzielne przez sumę swoich cyfr.

W świecie łamigłówek szczęśliwy siódemkowy tercet kojarzy mi się z wydaną przed 20 laty, ale w Polsce zupełnie nieznaną, znakomitą grą dedukcyjną Code 777. Powrócę do niej przy innej okazji, a tymczasem słów kilka o grze, która jest równocześnie jej pierwowzorem i przeróbką, także jest u nas nieznana, a nosi kuriozalną nazwę: „Co mam na głowie?”. Wydana została po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych w roku 1963 w wersji literowej, potem pojawiła się oparta na niej cyfrowa Code 777, a w roku 2000 wydano cyfrową wersję tej pierwszej. Podstawowa zasada wszystkich gier jest taka sama, różne są tylko niektóre reguły i rekwizyty. Oszczędzę sobie i Państwu szczegółów. Wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie, aby zrozumieć, na czym z grubsza polega zabawa.

tsz_1.jpg 

Kto odgadnie, jakie trzy cyfry ma na głowie, ten wygrywa. Jak odgadnąć? Wyciągając wnioski z odpowiedzi udzielanych przez każdego gracza na pytania, które umieszczone są na specjalnym zestawie kart. Po wyciągnięciu karty należy wybrać jedno z czterech znajdujących się na niej pytań i odpowiedzieć na nie. Odpowiedź słyszą wszyscy i starają się ją wykorzystać w celu ograniczenia zestawu możliwych tercetów nad własnym czołem. Zaglądanie w karty sąsiada jest oczywiście wskazane i konieczne, a poruszanie się ogranicza tylko obecność w pobliżu lustra, szyby lub czegokolwiek, w czym można by się przejrzeć. O nieprawdomówności mowy nie ma.

Wyobraźcie sobie Państwo, że jesteście graczem A – jednym z czterech.
Na głowach pozostałych uczestników zabawy widzicie: B – 2-4-8, C – 4-5-8, D – 1-5-5 (cyfry mogą być dowolne, oprócz zera).
B odpowiada „TAK” na pytanie: „Czy suma cyfr na głowach przynajmniej dwóch graczy jest taka sama?”.
C odpowiada „CZTERY” na pytanie: „Ile widzisz różnych cyfr parzystych?”.
W tym momencie B stwierdza, że wie, jakie cyfry ma na głowie i wymienia je bezbłędnie.
Jakie wobec tego cyfry Państwo, czyli gracz A, macie na głowie?

PS: o konkursie z Oceanicznym Okiem (rozwiązania i nagrodzeni) napiszę za 2-3 dni; spodziewam się polemiki dotyczącej rozwiązań zadań 1 i 3.