Co przespał Owczarek

„Jak się układa łamigłówki?” albo „Skąd wziąłeś tę łamigłówkę?” – zagadują mnie czasem znajomi. O jednoznaczną, zwięzłą odpowiedź niełatwo, więc na drugie pytanie czasem reaguję wykrętnym „znikąd, czyli z głowy”. Trudno dokładnie wyjaśnić, jak się wpadło na koncept, bo to zagadkowy proces. Wiadomo, że najciekawsze pomysły wyskakują nie wiadomo jak i skąd, a przy tym zwykle nie wtedy, gdy bardzo się staramy, aby coś wymyślić.

Od niedawna mam jednak z głowy kłopot z wyjaśnianiem. Stwierdzam po prostu, gdy mnie ktoś o to zagadnie, że łamigłówki biorą się z życia, a zainteresowanych konkretnym przykładem odsyłam do blogu Owczarka podhalańskiego, a ściślej do wpisu z 28 marca. Nikt dotąd nie napisał tak pięknego wypracowania na temat: „Jak powstaje łamigłówka” (a jeśli napisał, to ja o tym nie wiem). Wszystko w nim to najprawdziwsza prawda: od mostów na Dunajcu w Szczawnicy, których nie widzę, choćbym się nie wiem jak przez okno wychylił – bo ich nie ma, do tłustej gąski, na wspomnienie której do dziś mi ślinka cieknie. Ale jedno muszę dodać, o czym Owczarek nie wspomniał. Zresztą nic dziwnego, bo po schrupaniu ostatnich kosteczek uciął sobie drzemkę. Otóż wtedy, gdy smacznie spał w pozycji aerodynamicznej, bo pewnie mu się śniło skakanie na Wielkiej Krokwi, wtedy właśnie pojawiły się… wilki i owce. Ma się rozumieć nie prawdziwe, bo gdyby tak było, Owczarek natychmiast by się obudził i los tych wilków byłby marniejszy niż ten, którego uniknął lis. To tylko baca sięgnął do worka z pszenicą, wyjął z niego nieduże, płaskie pudełko i powiedział:

– Wicie, panocku, wsodziłek tu jesce cosik. To je tako gro, co sie nazywo „Wilki i owce”, we ftórom z juhasami pogrywomy. Wziołek jom dlo krzesnego, coby przestoł groć ze swokiem w karty i dutki tracić, a pogroł z dzieciakami abo i dorosłymi w cosik pocciwego i pozytecnego. Gro je straśnie fajno, tak se moze kapke zagromy. Co wy na to?

Odpowiedziałem, że trochę znam tę grę i lubię, więc chętnie zagram. Baca wysypał płytki na skałkę nad Dunajcem, jak na stół i zaproponował, żeby grać w otwarte karty, to znaczy płytki. Zgodziłem się, bo jak się gra w dwie osoby, to i tak od początku wiadomo, kto ma jakie owce, a od zaglądania w cudze płytki może co najwyżej głowa rozboleć. Po omacku dobieraliśmy tylko umieszczone z powrotem w woreczku płytki po każdym ruchu.

Kwadratowych płytek jest 73 i układa się z nich wioski, lasy i najważniejsze – łąki, na których pasą się śmieszne owieczki – kolorowe i we wzorki jak na wielkanocnych pisankach. Płytki trzeba zestawiać bokami tak, żeby przy stykających się brzegach były pasujące do siebie kawałki wioski albo lasu albo łąki z owieczkami jednakowo „umaszczonymi”. Niektóre płytki są w płotki, a płotki oddzielają od siebie łąki, na których pasą się różne owce. Dokładając płytki tworzy się więc przede wszystkim łąki, starając się, aby te, na których wypasa się własne owieczki, były duże i dookoła ogrodzone. Kto otoczy łąkę z największą liczbą swoich owiec, ten wygrywa.

WiO2.jpg

Jeśli ktoś sądzi, że gra jest tylko dla dzieci, ten po kilku partiach szybko zmieni zdanie. I nie mają tu nic do rzeczy wilki, które pojawiają się w przylegających do łąk lasach, aby „unieważnić” nasze owce, jeśli nie zapobiegnie temu myśliwy. Gorszy niż wilk bywa gracz przeszkadzający tak, jak mi przeszkadzał baca, wykładając płytki w taki sposób, aby ogradzać moje małe łąki, żeby nie zrobiły się duże albo utrudniać mi ogradzanie dużych. Szybko zorientowałem się, że gram z przebiegłym rutyniarzem i szans nie mam prawie żadnych. Dowiedziałem się też, że „Wilki i owce” zdobyły przed czterema laty tytuł „Gry roku” we Francji, gdzie zresztą powstały. A w tym roku są nominowane do takiego samego tytułu w Polsce i kto je lubi, ten może na nie głosować – albo na jakąś inną nominowaną grę – na specjalnym portalu.

Po dwóch przegranych partiach próbowałem się odegrać, bo czekaliśmy na Owczarka, który w międzyczasie obudził się i cichaczem ulotnił. Niebawem przybiegł od strony centrum Szczawnicy, ale gdzie był, nie chciał zdradzić.

Dopiero niedawno sprawa się wyjaśniła, gdy odwiedziłem kawiarenkę internetową pana Darka, znajdującą się między pocztą a urzędem miasta. Gospodarza nie było, ale był jego pracownik, pan Wojtek, który wywieszał właśnie nowy cennik. Pisało na nim, że za godzinę przy komputerze dorośli płacą 2 złote, młodzież złotówkę, a psy korzystają z Internetu gratis. Próbowałem żartować, ale szybko zorientowałem się, że ani panu Wojtkowi, ani małżonce gospodarza nie było do śmiechu. Wyjaśnili mi, że pan Darek wszystkim opowiada, jak to przed paroma tygodniami do kawiarenki przyszedł jakiś owczarek, usiadł przy komputerze i zaczął stukać w klawisze. Od tej pory z chłopem jest coś nie tak i wciąż czeka na tego owczarka. Mówi też, że zaglądał owczarkowi przez bark i widział, że w adresie strony pisało „polityka”, więc podejrzewa, że ten pies zamierza startować w następnych wyborach na burmistrza Szczawnicy. Tak sobie wymyślił, bo podobno w jednej słowackiej obce starostą jest jakiś podhalanský ovčiak i miejscowi bardzo to sobie chwalą.

Chyba zadzwonię do pana Darka i umówię się z nim na partyjkę „Wilka i owiec”.