I ja tam byłem…

Regulamin turniejów sudoku jest okrutny. Podobnie zresztą jak innych turniejów, egzaminów, sprawdzianów itp., wymagających skupienia, analizowania, logicznego myślenia, wiedzy. Rzadko jednak okrucieństwo bywa tak widoczne. Wiąże się to z tzw. głupimi błędami, wynikającymi z krótkiej chwili nieuwagi lub popuszczenia rozumowi cugli w niewłaściwym momencie.

Takie błędy, zwłaszcza gdy ich skutki były „owocne”, pamięta się bardzo długo. Zdarzyło mi się na pewnym egzaminie zastosować system dziesiętny przy liczeniu czasu. Krótko mówiąc, podzieliłem godzinę na sto minut. To nawet zabawne, choć niekoniecznie dla egzaminowanego w dniu egzaminu. Trochę jak kiks przy strzale na bramkę – najkrótsza tragikomedia.

Nic zabawnego nie ma natomiast w jednej błędnej cyfrze wśród 81 w diagramie rozwiązanego sudoku. To chyba niewiele mniejszy cios dla wrażliwego jurora w momencie zauważenia takiej cyfry, niż dla delikwenta, który tę gafę popełnił. Trochę żal, że się zauważyło albo korci, by poprawić. Jest niemal pewne, że to jak przestępstwo popełnione w afekcie. Umysł się na chwilę wyłączył po wpisaniu przedostatniej cyfry, albo oko czegoś nie dostrzegło, albo ręka wpisała sama to, co chciała.
Sudoku to jednak także sprawdzian umiejętności koncentracji. Błędna cyfra, jako następstwo chwili rozluźnienia, może pojawić się w połowie rozwiązywania, wtedy wcześniej czy później coś się posypie, lub pod koniec, wtedy efektem jest tylko jeden mały, ale rażący zgrzyt. Nie ma powodu, aby skutek jednej nieuwagi traktować inaczej niż innej.

Pod koniec 2005 roku, w finale 1. Mistrzostw Polski w Sudoku niewłaściwa cyfra pozbawiła Janka Mrozowskiego tytułu wicemistrza, spychając go na dalsze miejsce. W finale 2. Mistrzostw Polski, który odbył się wczoraj, jedna szóstka zamiast siódemki w rozwiązaniu Killera (nomen omen) pozbawiła miejsca w czołówce i nagrody panią Magdalenę Wójtowicz. Gdyby nie ten drobiazg, pani Magdalena byłaby jedyną przedstawicielką płci pięknej wśród pięciu osób, które podczas finału rozwiązały poprawnie wszystkie zadania.

Janek Mrozowski tym razem uważał, pędząc do mety w zawrotnym tempie (52 minuty, 7 minut z haczykiem na jedno zadanie!) po tytuł Mistrza Polski oraz czek na 2000 złotych. Tuż za nim podążali inni faworyci, więc zabrakło, niestety:), niespodzianek.

Zaskakujące były natomiast, przynajmniej dla mnie, wyniki ankiety przeprowadzonej wśród finalistów. Nikt nie znał zaawansowanych technik rozwiązywania sudoku! Inaczej mówiąc, gdyby któreś z zadań wymagało skorzystania np. ze sposobu „swordfish” (na szczęście nie wymagało, ale na imprezie tej rangi nie powinno dziwić), zostałoby uznane za nie do rozgryzienia bez stosowania metody prób i błędów, czyli za zagrywkę nie fair.
I drugi trochę nieoczekiwany wynik ankiety. Finaliści mieli do wyboru udział w jednym z trzech równocześnie odbywających się turniejów z jednakowymi, wysokimi nagrodami: tradycyjnego sudoku, znanych odmian mało odbiegających od klasyki oraz wszelkich wariacji na temat sudoku. Okazało się, że drugi i trzeci turniej wybrałyby mniej więcej równe grupy osób, a na klasykę zdecydowałyby się… trzy osoby. Mimo wszystko chyba jednak trochę szkoda, że wśród zestawu zadań finałowych zabrakło zwykłego, starego, poczciwego sudoku.

Finał trwał dwie godziny. Startowało 35 osób. Po zakończeniu wszyscy otrzymali piękne i pięknie oprawione dyplomy uczestnictwa, zaś piątka najlepszych, oprócz specjalnych dyplomów, także załączniki w postaci czeków od sponsora – firmy Altkom Akademia S.A.

I ja tam byłem, soki owocowe i inne napoje (bezalkoholowe) piłem, więc potwierdzam, że było całkiem przyjemnie, zadania się podobały, wszyscy sobie gratulowali, dziękowali i umawiali się za rok. A wyniki finału i zadania do pobrania – już jutro na stronie Sudoku.